Hiszpania, Toledo

stare miasto we mgle

15 stycznia 2011; 2 526 przebytych kilometrów




toledo



Nie chce mi się wstawać. Ale w końcu zwlekam się przed dziewiątą. Wokół Toledo wije się piękna droga widokowa, która przebiega obok mojego zamku. Joaquin bierze mnie na przejażdżkę, pokazując co fajniejsze miejsca. Ale niestaty nad miastem nadal wisi mgła i z widoków nici! Widziałam jak to pięknie wygląda na zdjęciach, więc jestem mocno rozczarowana. No ale może jutro będzie lepiej?
Wracamy do miasta. I zagłębiam się w uliczki, choć za bardzo nie mam na to ochoty, bo zimno jest jak nie wiem! A miałam się tu wygrzewać ;)

Przechodzę obok kościoła San Ildefonso (to patron miasta). Kościół jest wielki, kukam do środka, ale wstęp płatny. Można wejść na wieżę, więc postanawiam wrócić, jak opadnie mgła - teraz nie ma to za bardzo sensu.
Przy katedrze jest informacja turystyczna, można dostać mapkę miasta, która bardzo mi się przydaje, bo moja wydrukowana z internetu jest za mało dokładna. I jest przyjemne ciepełko, aż się nie chce wychodzić.

W końcu trafiam do katedry. Pochodzi ona z XIII wieku. Przed wejściem w sklepiku kupuje się bilety (7 euro, na msze również trzeba mieć bilet). Są tam też stoliki, więc siadam choć na chwilę, żeby się nieco rozgrzać.
Katedra w Toledo jest ogromna! Nie żałuję, że tu weszłam. Dookoła jest pełno przeróżnych kaplic. Ale dopiero kapitularz robi na mnie wrażenie. Prowadzą do niego pięknie rzeźbione drzwi (to styl mudéjar), które od razu kojarzą mi się z Maroko. Na górze freski. Na ścianach portrety kardynałów począwszy od roku 1521 aż do dziś. Sporo miejsc jest jeszcze wolnych ;) Ogólne wrażenie - przepych.
I tenże przepych można na własne oczy zobaczyć w muzeum w zakrystii. Są tam ornaty z dawnych czasów, nawet jeszcze z piętnastego wieku. Jakie to szaty! Wyszywane tysiącami pereł, koralami, złotymi nićmi. Niektóre pocerowane - widać, że były często używane. Zadziwiające.
W muzeum można zobaczyć też obrazy El Greco, Goyi czy Velázqueza.
Na południowym skraju katedry mieści się skarbiec, który też spore wrażenie robi, bo prawdziwe skarby są tam zgromadzone. Krzyże, relikwiarze, monstrancje, kilka egzemplarzy Biblii z XIII wieku, a wszystko niesamowicie misternie wyrzeźbione lub namalowane. Ciężko nawet sobie wyobrazić ile pracy, czasu i mozołu kosztowało wykonanie tak pięknych przedmiotów!
No ale najważniejszą część katedry stanowi ołtarz. Piękny jest i niezwykły (znów - tyle pracy w jego zrobienie włożono!), ale na mnie akurat większe wrażenie zrobił chór. I tutaj misterii w rzeźbieniach stalli nie zabrakło (to już XV - XVI wiek). Można by chodzić przez godzinę przyglądając się przedstawionym scenom. Przepiękne!
No i organy!!! To dopiero jest majstersztyk! Pierwszy raz widzę organy, które część piszczałek mają ustawione poziomo! Żal mi ogromnie, że nie mogłam ich usłyszeć!
W oczy rzuciły mi się elektryczne świeczki. Nei widziałam tego nigdy wcześniej. W cerkwiach na Bałkanach i nie tylko zapala się cieniutkie świeczki. Bardzo lubię ten zwyczaj. A tu, wrzuca się dziesięć centów i zapala się żaróweczka. Nie wiem, jakieś bezduszne mi się to wydaje.
Nie chce mi się stąd wychodzić, bo nawet bez tych wszystkich cudów katedra robi ogromne wrażenie swym rozmachem i wielkością - choćby samych drzwi czy kolumn. Ale jestem już tak przemarznięta, że znów idę do sklepiku naprzeciwko nieco się ugrzać.